Przejdź do głównej zawartości

Na co walą konie

Na co walą konie

link 6hkmvbezhkbpz7vp1wmnpbrovqcahrzz w300h223 1



…czyli dziewczyny z ajfonem na twarzy.

Istnieje kategoria dziewczyn na Tinderze, które śmiało można nazwać królowymi. Nie ograniczają się zresztą jedynie do Tindera, na ogół łącząc swe konta ze Snapchatem, Instagramem, ewentualnie Tumblrem bądź Twitterem, gdzie zdobywają grono odbiorców, wrzucając setki zdjęć stanowiących rodzaj fotograficznego dziennika w wersji livestream. Potem ludzie klikają, że to lubią, bądź nie klikają, gdy nie lubią, a jeśli jakiś odbiorca polubi dostatecznie dużo takich komunikatów, to czasem królowe się z nim spotykają, choć częściej się nie spotykają, bo nie o spotykanie tutaj chodzi.

I

Królowe zawodowo zajmują się dokumentacją swojego życia, z którego uczyniły wartość samą w sobie. Na pozór zdjęcia, które wrzucają do sieci, wydają się dość powtarzalne i nieciekawe. Ot, zwykłe selfie w lustrze z okazji jazdy windą albo inne, nacechowane podobnym stężeniem treści wycinki codzienności. Zakryty dłonią rąbek twarzy bez mejkapu, sałatka w miseczce, uroczo śpiące zwierzątko domowe, bardzo często wyciągnięte przed siebie w błogim lenistwie stopy, obowiązkowo podciągnięta koszulka eksponująca płaski brzuch. Co odważniejsze królowe wrzucają też zdjęcia pośladków bądź staników. Niby nic spektakularnego, a jednak wiedzeni obietnicą wzwodu użytkownicy internetu namiętnie przeglądają ich migawkowe życiorysy i klikają z aprobatą. Wraz z eksportem każdego lajku samcom rośnie libido, a królowym skacze samoocena.

Twórcy Tindera poświęcili temu zjawisku osobną zakładkę w swojej aplikacji, nazwaną „momentami”. Moment to rodzaj komunikatu, który użytkownik Tindera udostępnia swoim „parom” – jednostkom potencjalnie zainteresowanym odbyciem wspólnego aktu seksualnego. Wrzucenie momentu zazwyczaj oznacza sygnał, że dany użytkownik wyraża chęć interakcji z innym użytkownikiem. Wyzwanie zostaje rzucone, a inicjatywa przechodzi na drugą stronę internetu – do odbiorcy komunikatu. Od jego inwencji zależy, czy wykorzysta okazję i doprowadzi do spotkania. W sumie nie różni się to zbytnio od pawich godów, gdy samica również wysyła sygnał, że ma ochotę na zaloty, a w odpowiedzi samce puszą ogony. Z tą różnicą, że w przypadku Tindera gody odbywają się w sferze wirtualnej, która umożliwia samicom jednoczesną grę wstępną nawet z kilkudziesięcioma samcami naraz. Spotykałem królowe, które miały w swoich aplikacjach kontakty do pięciuset, sześciuset czy tysiąca facetów, a każdy ich moment lajkowało kilkadziesiąt chujów w erekcji.

II

Niekiedy dochodzi do sytuacji patologicznej, w której królowa, mająca akurat ochotę poruchać, wrzuca moment, na którym leży w zapraszającej, pół-rozebranej pozie, po czym otrzymuje tak wielką dawkę komplementów i wyznań erotycznych, że w zupełności zaspokaja to jej potrzeby seksualne. Przerywa flirt w pół słowa i kończy wieczór z koleżanką na placu Zbawiciela, gdzie strzelają sobie wspólne selfie na ławce. W jej umyśle kwitnie wiosna spełnionych hormonów, a samiec czeka na kolejną wiadomość od królowej, siedząc w domu ze wzwodem skierowanym w szorstką fakturę bokserek i – zdezorientowany nagłym milczeniem – docieka, gdzie popełnił błąd, choć żadnego błędu nie popełnił. Po prostu przegrał z przesytem wolnego rynku, w którym powietrze jest tak gęste od woni, że można najeść się samymi zapachami.

Samce jeszcze nie do końca przystosowały się do nowej sytuacji na rynku. Wciąż żyją dawnymi przyzwyczajeniami. I chociaż w realu wciąż statystycznie na jednego mężczyznę przypada więcej kobiet, w internecie sytuacja uległa przebiegunowaniu. Tutaj do każdej cipki aspiruje kilkadziesiąt, jeśli nie kilkaset penisów.

Królowym niekoniecznie zależy na spotkaniach. Nauczyły się funkcjonować w internecie i stworzyły tam warunki bytowe, których nie dostarcza świat realny. Oczywiście czasem mają ochotę na prawdziwego kutasa, zazwyczaj jednak nad realnego samca przekładają samca potencjalnego, wirtualnego – w myśl gimnazjalnej mądrości, że wyobrażenie jest piękniejsze od rzeczywistości.

III

Królowym nie zależy na stabilności życiowej, którą może zapewnić związek z dobrze usytuowaną finansowo jednostką. Wręcz przeciwnie – system monogamiczny postrzegają jako przeszkodę w osiągnięciu celów. Monogamia jest zdradą wobec „followersów” (czyli osób zawodowo zajmujących się obserwowaniem królowych), których najłatwiej usidlić obietnicą, że może kiedyś dadzą sobie wsadzić. W takiej sytuacji rynkowej większość samców nadal stosuje przestarzałe metody podrywu oparte na podkreślaniu swojej zajebistości, zazwyczaj przejawiającej się w statusie majątkowym. Nie rozumieją, że internet, poza wielu innymi zmianami obyczajowymi, przyczynił się do upadku systemu patriarchalnego.

Sam związek królowych z followersami jest najsilniejszym i najbardziej trwałym rodzajem relacji, jakie zawiązują w życiu. Oparty jest na bezdotykowej transakcji typu: ty patrzysz, ja pokazuję, którego korzeni należy szukać w erotyce voyeurystycznej. Królowe uzyskują niezbędny do dobrego samopoczucia feedback bycia pożądaną, a w zamian followers otrzymuje nadzieję na zbliżenie z królową oraz możliwość wyśmiania innych followersów, którzy, przekroczywszy swoje uprawnienia, wylądowali na jednym z szyderczych fanpage’ów na Facebooku. Jest to rodzaj narkotyczno-ćpuńskiej relacji opartej na stałej potrzebie zaspokajania głodu. Królowe muszą więc nieustannie dbać o dostarczanie swoim followersom odpowiednio wysokiej jakości momentów, przez co z kolei followersi zyskują namiastkę poczucia władzy nad królowymi. Dość kolektywnego i rozdrobnionego na kilkudziesięciu abstrakcyjnych współudziałowców poczucia władzy, trzeba nadmienić.

Czasami dochodzi do nieporozumień na stopie królowa-followers. Znużony biernością obserwatora followers hoduje w umyśle wyimaginowane uczucie do królowej, po czym próbuje wytłumaczyć swoją miłość, wysyłając kompromitujące zwierzenia, zazwyczaj w formie wizualnej, gdyż naturalnym językiem użytkowników internetu nie jest alfabet, lecz ikonografika.

IV

Od czasu do czasu królowe muszą jednak zejść z tronu i spotkać się z ludem, aby pokazać, że najwytrwalsi followersi zostaną nagrodzeni poprzez dostąpienie zaszczytu spotkania z królową. To moment wielkiego święta dla followersa, musi jednak uważać, aby nie pokazać, że zbytnio się cieszy. Królowe lubią być pożądane w sieci, kiedy już jednak się z niej wylogują, same zaczynają odczuwać chęć pożądania niedostępnego. Nawet one są w końcu tylko ludźmi. Najlepszą strategię na królowe w realu stanowi stare jak świat powiedzenie: „Miej wyjebane, a będzie ci dane”.

Podczas spotkań należy postępować z królowymi bardzo ostrożnie. Przede wszystkim nie wolno okazywać rozczarowania faktem, iż ich rzeczywisty wygląd odbiega od zdjęć na Instagramie. Ponadto królowe bardzo lubią być zaskakiwane. Jako wierny followers wyszedłem naprzeciw ich potrzebom i kupiłem w tym celu ponton. Gdy spotkania z królowymi przybierały nazbyt przyjacielski obrót, a królowe zaczynały więcej czasu poświęcać ekranom swoich ajfonów zamiast mojemu kroczu, zawsze wychodziłem z propozycją wspólnego rejsu. Skompletowałem specjalny zestaw przenośny – ponton, pompka, składane wiosła i dwie butelki wina mieściły się w jednym plecaku, który otwierałem w momentach kryzysowych. Nie spotkałem się z żadną królową, która odmówiłaby rejsu pontonem o trzeciej nad ranem.

Nigdy nie przepuściłyby okazji do zajebistych snapów i momentów, które mogły postować wprost ze stawu na Polach Mokotowskich. Robiły to nie tyle dla mnie ani nawet nie dla siebie, ile dla grona swoich followersów. W pewnym sensie poświęcały się w imię marki, którą sygnowały własnym imieniem i nazwiskiem. Były jednoosobowymi firmami piarowymi, których celem było podtrzymywanie odbiorców w stanie podniecenia.

Żeby było jasne: królowe nie lecą na hajs. To znaczy: trochę lecą, ale bez przesady. Mercedes za 80 tysięcy nie robi na nich wrażenia.

Niby czemu by miał – i tak nie będą mogły z niego skorzystać, chyba że zainwestowałyby w strategię długofalową i doprowadziły do małżeństwa. Ale tego nie zrobią, gdyż małżeństwo oznaczałoby śmierć ich królewskości. Te wszystkie monogamiczne pierdolenia i obowiązki nie przystoją królowym, które nie zostały stworzone, by zaspokajać potrzeby jednego samca, lecz całych followerskich narodów.

Z drugiej strony pewna swoboda finansowa potencjalnych partnerów jest jednak wskazana. Lubią być zapraszane na koncerty, lubią jeść w fajnych knajpach, jeździć taksówkami i pić drinki bez strachu przed rachunkiem. Ze studentem raczej się nie umówią. Ale już jakiś medialny robol wyciągający 3 koła miesięcznie, który nie ma problemu z wyrzuceniem kilku stów w jeden wieczór, jest całkowicie akceptowany. W sumie na dłuższą metę królowe są droższe od kurew, jednak różnicę cenową należy tłumaczyć subtelnością królowych, która zdecydowanie jest warta swojej ceny.

V

Przy bliższym poznaniu okazują się zaskakująco normalne. Żyją spokojnym, ustabilizowanym życiem opartym na świadomości swoich potrzeb i natychmiastowym ich zaspokajaniu. W sumie są stosunkowo szczęśliwe, szczególnie jak na osoby żyjące w Polsce. Nie przejmują się całym tym medialnym chrustem – o uchodźcach z Syrii, wyzysku prekariuszy czy machlojkach polityków – stale podsycanym przez zastępy hejterów, którzy rozsiewanie własnej frustracji na bogu ducha winny naród uczynili zawodem. Królowe stworzyły lepszy, piękniejszy świat, w którym nie trzeba się smucić.

Czasem tylko nad ranem, po nocy niekoniecznie spuentowanej seksem, w mieszkaniu jednego z followersów budzą się z rozładowanym telefonem. I kiedy jakimś cudem nie znajdą kabla do reanimacji, milkną, zdruzgotane pustką i milczeniem świata offline. Wtedy czują się naprawdę źle, szybko jednak opuszczają wrogie mieszkanie i wracają tramwajem do domu, aby podładować telefon. Po drodze muszą jeszcze zmierzyć się z jednym z najsmutniejszych i najsamotniejszych momentów w ich życiu, podczas którego patrzą na swoje obrzygane wczorajszym proseco buciki, tak cudownie kontrastujące z płytką polbrukową – i zdają sobie sprawę, że nie będą w stanie podzielić się tym momentem ze swoimi followersami. Tylko wtedy czują tęsknotę.

Komentarze

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Z miłości do zwierząt - przedruk z niekatywnego juz bloga https://3dno.pl/

  Z miłości do zwierząt Wielu z nas kocha zwierzęta. Lubimy je karmić, głaskać, przytulać, a przynajmniej podglądać ich życie przez szybkę akwarium. W tym względzie jesteśmy zoofilami, czyli „kochającymi zwierzęta”. Jest jednak grupa osób, które kochają je w sposób pełniejszy – nie tylko duchowo, ale także cieleśnie. Przyjrzyjmy się przez chwilę ludziom, którzy rozszerzyli znaną maksymę humanistów do „Nic, co ZIEMSKIE, nie jest mi obce”. „Ziemskie”, tak właśnie opisywał swoje zamiłowania jeden z badanych zoofili. W istocie powoływał się on na pewną więź nie tylko ze zwierzętami, ale ogólnie z całym światem. Myślicie, że był on bardzo odosobnionym przypadkiem? Nic z tych rzeczy. Badania wykazują, że do jakiejś formy seksu ze zwierzętami przyznaje się dobre kilka procent społeczeństw zachodnich. Mówiąc obrazowo – idąc codziennie do pracy czy na uczelnię, mijasz zapewne kilka osób, które przynajmniej raz spróbowały zrobić „to” z jednym z naszych „mniejszych braci”, jak ładnie nazy

#Pasta z lasce z tindera

Przebudziwszy się pewnego sobotniego poranka, nie wychodząc jeszcze spod kordły, odpaliłem sobie tindera przeglądałem dziewczyny. niektóre przesuwałem w lewo, inne w prawo. w końcu natrafiłem na taką, która miała tak radiową urodę, że nie mogąc nadziwić się temu jak bardzo jest brzydka, postanowiłem przysunąć telefon bliżej oczu. leżałem na plecach, telefon przysunąłem nad głowę i jeb - telefon spadł mi na twarz, klasyk. podniosłem telefon z twarzy i widzę, że na ekranie pojawiła się inna dziewczyna. wniosek był prosty - podczas upadku nosem musiałem ją przesunąć, pytanie tylko czy w lewo, czy w prawo. mój dylemat został rozwiany, kiedy następnego dnia dostałem powiadomienie, że tinder znalazł dla mnie parę. Sylwia. jak oglądałem jej zdjęcia to dostałem szmerów serca. chciałem ją odparować, ale nie chciałem jej robić przykrości, bo widziałem, że była aktywna. pewnie by sobie pomyślała, że przyjrzałem się jej bliżej i doszedłem do wniosku, że jest paskudna. miałaby rację, ale chciałem b

Dlaczego pandemia wszystkim jest bardzo na rękę.

To mój ostatni wpis w tym roku. Jestem zmęczony tym wszystkim, nie tylko ja pewnie zresztą. Postanowiłem więc zamknąć pewien rozdział i zebrać do kupy ostatnie przemyślenia na temat sprawy wiadomej. Lektura długa, więc nie zdziwię się, jeśli nikomu nie będzie się chciało tego czytać. Jakby co, myśl przewodnia znajduje się w trzecim akapicie i zamieszczonej grafice. Ostatnimi czasy zastanawiałem się nad tym, jak to możliwe, że w ciągu zaledwie dziesięciu miesięcy Ziemia przeistoczyła się w ogólnoświatowe więzienie, w koszmar, z którego nieprędko się wybudzimy, o ile w ogóle jeszcze kiedyś to nastąpi. Co takiego sprawiło, że mniemana pandemia słabo zbadanej choroby zakaźnej, praktycznie niewidocznej w ujęciu umieralności ogólnej, zdemolowała rzeczywistość i przemieliła wszystko na miazgę? Jakie czynniki ukonstytuowały ten proces? Spróbujmy odpowiedzieć na to pytanie. O kondycji, funkcjonowaniu i wyglądzie współczesnego świata decyduje pięć ośrodków realnej władzy: międzynarodowy system f