Przejdź do głównej zawartości

Monogamia człowieka to mit

Monogamia człowieka to mit

Biolodzy nie mają wątpliwości: jesteśmy gatunkiem poligamicznym. Samice Homo sapiens wiążą się z dobrotliwymi pantoflarzami, którzy będą opiekowali się potomstwem, ale do łóżka idą z bogatymi macho jeżdżącymi BMW. Samcom jest wszystko jedno – po prostu chcą uprawiać seks z jak największą liczbą partnerek.


Rozmawiamy z antropologiem dr. hab. Bogusławem Pawłowskim - profesorem w Katedrze Antropologii Uniwersytetu Wrocławskiego oraz dyrektorem Zakładu Antropologii PAN we Wrocławiu.

Panie profesorze, czy z biologicznego punktu widzenia gatunek Homo sapiens jest monogamiczny?

Tak jak w przypadku wielu gatunków ptaków, które do niedawna uznawano za ściśle monogamiczne, monogamia człowieka to również mit. Jako gatunek jesteśmy umiarkowanie poligamiczni. Wystarczy spojrzeć na wskaźniki biologiczne. W przypadku gatunków monogamicznych nie ma na przykład różnic w wielkości ciała między samcem i samicą. U ssaków, które są poligamiczne z powodu rywalizacji samców o samice, ewolucja premiuje samce obdarzone dobrymi warunkami fizycznymi, a zatem większe. U ludzi istnieje dymorfizm płciowy: np. w Europie mężczyźni są średnio wyżsi od kobiet o 8-9 proc. To znaczy, że w przeszłości samce rodzaju Homo walczyły o samice. Gdybyśmy byli tak monogamiczni jak gibbony, to obie płcie miałyby podobną wielkość ciała. Kolejny wskaźnik to wielkość genitaliów. U monogamicznych gibbonów, jak i posiadających haremy samców goryli, jądra nie muszą produkować dużej ilości spermy, bo nie istnieje obawa, że ich plemniki będą konkurowały z plemnikami innych samców. Dlatego mimo dużej wielkości ciała, samiec goryla ma względnie małe genitalia.


A samce Homo sapiens mają duże jądra?

Porównując do szympansa i goryla – pośrednie. U szympansa jądra są większe w stosunku do masy ciała niż u goryla czy człowieka. To oznacza, że produkcja spermy u szympansów jest intensywniejsza. Szympans, nawet jeśli kopuluje kilka razy pod rząd, nadal ma w ejakulacie plemniki zdolne do zapłodnienia. Ludzie nie są aż tak poligamiczni jak szympansy. U człowieka w zasadzie po trzeciej, czwartej kopulacji w krótkim odstępie czasu nie ma w nasieniu plemników zdolnych do zapłodnienia.

U ludzi występuje wojna plemników?

Są uczeni, którzy twierdzą, że tak. Ma polegać na tym, że plemniki każdego z samców starają się jak najszybciej "zaklepać sobie" komórkę jajową i dochodzi między nimi do bezpośredniej rywalizacji. Dobrym sposobem na wygranie wyścigu w wojnach plemników jest wyprodukowanie jak największej ilości nasienia i zalanie nim konkurencji. A do tego potrzebne są duże jądra. W wojnie plemników produkujące mało nasienia niewielkie jądra stawiałyby ich właściciela na przegranej pozycji.

Ale, żeby doszło do wojny plemników, samica musi współżyć w krótkim odstępie czasu z dwoma samcami.

To niekoniecznie musi być bardzo krótki odstęp czasu – plemniki przeżywają w drogach rodnych kobiety nawet kilka dni, a na przykład w Wielkiej Brytanii ok. 30 proc. kobiet przyznaje, że przynajmniej raz w życiu miały dwóch partnerów seksualnych w ciągu jednej doby. Załóżmy, że taka kobieta zachodzi w ciążę. O tym, który z partnerów zostanie ojcem mogłaby decydować właśnie rywalizacja spermy. O ile jednak potwierdzono istnienie rywalizacji spermy u niektórych owadów, o tyle u występowanie jej u człowieka jest kontrowersyjne. Ostrożnie trzeba również podchodzić do hipotezy wiążącej wielkość członka z poligamicznością lub monogamicznością danego gatunku.

To znaczy?

Zwolennicy wojny plemników twierdzą, że ewolucja wyprofilowała członek tak, by działał jak tłok wysysający wraz ze śluzem zalegające w drogach rodnych kobiety plemniki rywala. Zgodnie z tą hipotezą samce gatunków monogamicznych nie muszą obawiać się konkurencji rywali, więc mają małe narządy kopulacyjne. Poligamiści – duże.

Samce Homo sapiens mają duże członki?

Jak na swój rozmiar ciała, tak. Możemy porównywać się z szympansami. Ich członki co prawda są nieco mniejsze, mają 9-12 cm w wzwodzie, ale w proporcji do wielkości ciała szympans nam w zasadzie nie ustępuje.

Czy nasze duże członki nie są wskaźnikiem biologicznym świadczącym o poligamiczności Homo sapiens?

Niekoniecznie. Nie trzeba jednak zaglądać ludziom do majtek, by stwierdzić, że z naszą oficjalną monogamią coś jest nie w porządku. Jeśli bylibyśmy gatunkiem monogamicznym, to również dzietność obu płci powinna być taka sama: jeśli połowa samic ma potomstwo, to będzie je miała także połowa samców. Jeżeli 1 proc. kobiet ma ósemkę dzieci, to powinien im odpowiadać 1 proc. mężczyzn z ośmiorgiem dzieci. Tak nie jest. Jednak więcej mężczyzn niż kobiet nie ma w ogóle dzieci. Ale za to znani są też mężczyźni, którzy mieli kilkadziesiąt lub nawet kilkaset dzieci, a takich kobiet nie ma. To też przeczy obrazowi monogamicznego Homo sapiens.

Dlaczego dzietność obu płci jest różna?

Bo kobiety i mężczyźni z reguły realizują odmienne strategie zachowań płciowych. Mogą się one oczywiście różnić w obrębie każdej płci, ale większe jest jednak prawdopodobieństwo, że to mężczyźni, jako bardziej skłonni do zapewnienia sobie ilościowego sukcesu reprodukcyjnego bez potrzeby inwestowania w potomstwo, będą dążyć do współżycia z większą liczbą partnerek.

Kobiety mają z reguły inną strategię. Są przede wszystkim zainteresowane pozyskaniem mężczyzny, który będzie silnie przywiązany do swojej partnerki, będzie chronił i zabezpieczał zasoby pokarmowe dla niej i jej potomstwa. Szukają jakościowo lepszych partnerów. Karykaturą tych różnic między płciami jest stwierdzenie, że "kobiety chcą od jednego mężczyzny wszystkiego, a mężczyzna chce od wszystkich kobiet jednego". To oczywiście mocna przesada, ale obrazuje różnicę w typowych strategiach reprodukcyjnych kobiet i mężczyzn.


Jakie przymioty powinien mieć samiec Homo sapiens, jeśli chce liczyć na możliwie dużą liczbę partnerek?

Badania nie pozostawiają wątpliwości: dla kobiet mężczyzna atrakcyjny to mężczyzna o wysokim statusie społeczno-ekonomicznym. Mężczyźni zamożni lub sławni mają z reguły więcej partnerek. Oznacza to, że cieszą się powodzeniem u kobiet.

Czy pieniądze są afrodyzjakiem?

Dobrobyt materialny jest jednym z atrybutów męskiej atrakcyjności. Partner o wysokim statusie społeczno-ekonomicznym jest w stanie zapewnić bezpieczeństwo ekonomiczne partnerce i potomstwu. Absolutnie jednak nie przypisuję kobietom motywacji rodem z podręcznika dla księgowych. Ewolucja po prostu premiowała preferowanie przez kobiety tych mężczyzn, którzy mieli wyższy status. U Indian Yanomami kobiety preferują mężczyzn obdarzonych zdolnościami łowieckimi, a u nas kobiety przychylnie patrzą na tych, którzy są zaradni i potrafią zarabiać pieniądze.

Więc panie nie powinny oburzać się na seksistowskie żarty o dziewczynach "lecących" na czerwone BMW?

Z ewolucyjnego punktu widzenia BMW niczym nie różni się od 10 krów, które ma mężczyzna z plemienia Kipsigis w Afryce czy 10 świń będących dorobkiem życia Papuasa. Drogi samochód w Europie jest tym samym, co stado bydła w Afryce czy pole ryżu w Azji. To wyznacznik możliwości mężczyzny i wabik dla płci pięknej. Mężczyznom o wysokim statusie nie tylko łatwiej zdobyć partnerkę, ale i łatwiej utrzymać ją w wierności.

Kobiety nie zdradzają bogatych mężów?

Związek między statusem męża a wiernością jego partnerki jest silny. Kobiety, które mają bardzo zamożnych partnerów, mogą stanowić przykład małżeńskiej wierności. Z kolei, według niektórych badań, aż do 30 proc. partnerek mężczyzn o niskim statusie miewa skoki w bok.

A u mężczyzn jak to działa?

Im biedniejsi, tym wierniejsi.

Nie mają z kim zdradzać żon, bo nie mają czym kusić nowych partnerek?

Dokładnie. A żonom bogatych mężów zdrada – jeśli wyjdzie na jaw – kompletnie się nie opłaca. Jeśli skok w bok wyjdzie na jaw stracą partnera, który był w stanie zapewnić im bardzo dobre warunki życia. Poza tym kobiety, jeśli decydują się na zdradę, robią to z mężczyzną, który jest w jakiś sposób lepszy od ich stałego partnera: jest inteligentniejszy, przystojniejszy albo zamożniejszy. W przypadku mężczyzn nie ma takiej reguły.

Co z punktu widzenia strategii reprodukcyjnej daje kobiecie zdrada?

Badania pokazują, że samice wielu gatunkówmogą mieć podwójną strategię reprodukcyjną. Dotyczy to także samic Homo sapiens. Kobiety zwykle preferują mężczyzn miłych, sympatycznych, z poczuciem humoru, mało agresywnych. Taki mężczyzna będzie inwestował w potomstwo, pomagał w jego wychowaniu. Natomiast w płodnej fazie cyklu, gdy kobiety mają podwyższony poziom hormonów płciowych, nagle zaczynają pożądać mężczyzn wysokich, o mocnej sylwetce, ostrych rysach twarzy, masywnych szczękach, zdecydowanych, przebojowych, nawet agresywnych.

Typowych macho?

Mężczyzn o dobrze rozwiniętej tzw. ornamentyce płciowej. Samców silnie zmaskulinizowanych, po których na pierwszy rzut oka widać, że mają wysoki poziom testosteronu i charakteryzują się wysoką kondycją biologiczną. Niektórzy uczeni twierdzą, że kobiety w płodnej fazie cyklu "polują na dobre geny". Jednak ta strategia realizowana jest przez nie w ramach strategii krótkoterminowej, czyli obliczonej na flirt, romans czy jednorazowy kontakt seksualny.


Ale macho nie będzie przecież dbał o potomstwo. Tym bardziej poczęte podczas jednorazowego aktu seksualnego. A przecież strategia reprodukcyjna kobiet opiera się na dążeniu do zapewnienia potomstwu możliwie najlepszych warunków rozwoju.

I dlatego długoterminowo kobiety wybierają często partnerów o innych cechach: niekoniecznie kipiących męskością, ale zapewniających stabilizację.

Czyli do łóżka idę z twardzielem, ale moim dzieckiem powinien opiekować się dobrotliwy i dobrze zarabiający safanduła?


I taki safanduła może opiekować się dzieckiem twardziela nic o tym nie wiedząc.

To często się zdarza?

W Polsce ponad 25 lat temu zdarzało się to bardzo rzadko (ok. 1-2 proc.), ale po pierwsze nie było dokładnych badań na ten temat, a po drugie od tamtego czasu wiele się w Polsce zmieniło i nie ma aktualnych danych na ten temat.We Francji 12-15 proc. mężczyzn wychowuje cudze dziecko, nie wiedząc o tym. Badania w Wielkiej Brytanii dały podobne rezultaty, choć są tam miasta, gdzie wskaźnik był nawet wyższy.

Myśli Pan, że Polska odbiega od Francji i Wielkiej Brytanii?

Przypuszczam, że wskaźnik pewności ojcostwa przekracza u nas jednak 95 proc.

5 proc. mężczyzn nie może być więc pewnych swojego ojcostwa? Wydaje mi się, że to dużo.

To zależy z jakim społeczeństwem się porównujemy. Z biologicznego punktu widzenia nie jest zaskakujące, że kobiety zachodzą w ciążę podczas kontaktów z partnerem spoza związku. Do zdrad dochodzi bowiem najczęściej w środkowej fazie cyklu, kiedy rośnie poziom hormonów płciowych. Wtedy szansa zajścia w ciążę jest największa i najsilniejszy jest też popęd płciowy. Kobiety podczas owulacji są też najbardziej atrakcyjne dla samców.

Owulacja u ludzi nie jest ukryta?

Oczywiście nie jest tak widoczna jak na przykład u szympansa, ale nie jest całkowicie ukryta. Sygnały są jednak bardzo subtelne: skóra kobiety staje się wtedy jędrniejsza, usta bardziej czerwone, a jej zapach intensywniejszy i postrzegany jako bardziej seksowny. Ważne jest też zachowanie kobiet. Amerykańskie badania wykazały, że kobiety podczas owulacji odsłaniają więcej ciała, używają mocniejszego makijażu. Częściej chodzą też na dyskoteki i są częściej dotykane przez mężczyzn – nawet przypadkiem.

Jakie cechy kobiet mężczyźni uważają za najbardziej atrakcyjne?

Mężczyźni są o wiele mniej wybredni niż kobiety. Kochanka nie musi być wcale atrakcyjniejsza od stałej partnerki. Jeśli jednak mężczyźni dokonują już selekcji, to zwracają uwagę na wiek i znamionujący płodność wygląd: brak zmarszczek, błyszczące włosy, gładką skórę, kształt ciała. Dla mężczyzn istotny jest u kobiet wskaźnik taliowo-biodrowy, tzw. WHR czyli obwód talii podzielony przez obwód bioder. Idealny wynosi 0,7 lub nieco poniżej. Oznacza dobre zdrowie i odpowiednio wysoki poziom żeńskich hormonów płciowych, a więc wysoką płodność.

A inteligencja czy wysoki status społeczny mają wpływ na ocenę atrakcyjności kobiety.

Tak, ale głównie wtedy, gdy mężczyzna wybiera partnerkę do długotrwałego związku. Jeśli myśli tylko o seksie – nie ma to większego znaczenia. Ważne, by partnerka była stosunkowo młoda, miała ładną twarz i ciało w kształcie klepsydry. Młoda – bo ma przed sobą jeszcze wiele lat rodzenia dzieci. Klepsydra – bo nie będzie miała problemów z utrzymaniem ciąży i urodzeniem dziecka. A w przypadku mężczyzn będących już długo w stałych związkach, nowa partnerka niekoniecznie musi być bardzo młoda czy atrakcyjna - liczy się efekt nowości.

Stałe związki rujnują libido?

Badania pokazują, że już po roku stałego związku częstotliwość stosunków płciowych spada o ok. 50 proc. Seksualna atrakcyjność kobiety szybko maleje w oczach jej stałego partnera. To też wskazuje, że samiec Homo sapiens nie jest predestynowany do monogamii. Wystarczy jednak zmiana partnerki, by libido mężczyzny błyskawicznie się odbudowało. Zjawisko to nazwano efektem Coolidge'a, od pewnej historii z udziałem prezydenta Stanów Zjednoczonych Johna Coolidge'a. Kiedyś zwiedzał fermę drobiu wraz z żoną. Ta na wieść, że kogut może odbywać dziesiątki kopulacji dziennie, powiedziała: "Proszę powtórzyć to panu Coolidge'owi". Prezydent, gdy to usłyszał – spytał: "A czy za każdym razem z tą samą kurą?". Powiedziano mu: "Nie, za każdym razem z inną". A wtedy prezydent poprosił, aby powtórzyć to pani Coolidge.

A właściwie ilu mężczyzn i ile kobiet zdradza swoich partnerów?

Z wielu badań prowadzonych w różnych krajach wynika, że ok. 30-40 proc. mężczyzn ma partnerkę lub partnerki poza stałym związkiem. Swoich mężów zdradza natomiast 15-25 proc. żon. To oczywiście tylko średnia. W liberalnych społeczeństwach wskaźniki te mogą być wyższe, a różnice między płciami mniejsze. Zresztą, nawet jeśli pominiemy ukrytą poligamię równoległą, to trudno nie przyznać, że człowiek powszechnie uprawia poligamię seryjną, czyli zmienia partnerów sekwencyjnie.


Więc skoro jako gatunek jesteśmy poligamiczni, to dlaczego kultura narzuca nam obowiązek życia w monogamicznych związkach?

Bo laickie legislacje obowiązujące w naszym kręgu kulturowym wyrosły na tradycji judeochrześcijańskiej, silnie promującej monogamię. Uważa się, że dzięki społecznie narzuconej monogamii łatwiej utrzymać ład społeczny. Reguła nakazująca jednemu mężczyźnie współżyć z jedną kobietą, proponuje demokratyczny dostęp do seksu. Zmniejsza się liczba mężczyzn nie posiadających partnerki, samce nie muszą silnie rywalizować o samice, maleje liczba konfliktów między nimi. Biologia i tak zawsze okazywała się silniejsza od kultury. Mężczyźni – zwłaszcza majętni – z reguły nie mieli problemów z nawiązywaniem kontaktów seksualnych. Tym bardziej, że męska niewierność nie wiązała się jeszcze do niedawna praktycznie z żadnymi sankcjami. Zdrada żony była karana o wiele surowiej.

Dlaczego?


Bo niewierność męża ma mniejsze konsekwencje - jego żona nie musi opiekować się dzieckiem z "nieprawego łoża". Natomiast niewierność żony naraża mężczyznę na to, że będzie wychowywał nie swoje dziecko. Mężczyźni korzystali z tej uprzywilejowanej pozycji. Mieli nałożnice czy kochanki. W wielu krajach nowożytnej Europy we wsiach brakowało kobiet. A gdzie był ich nadmiar? W szlacheckich dworkach czy pałacach. Młode kobiety ze wsi szły na służbę do dworu. I nierzadko stanowiły zaplecze seksualne mężczyzn o wysokim statusie społecznym.

Dziś socjologowie francuscy opisują nowe zjawisko – ukrytą bigamię. Wielu zamożnych mężczyzn ma dwie rodziny: jedną z żoną, drugą z kochanką. Przyznają się tylko do pierwszej, a ukrywają tę drugą. Konieczność ukrywania nieformalnej rodziny przed tą prawnie usankcjonowaną, naraża ich na duży stres. A są to przecież ludzie bardzo wartościowi w sensie społecznym. Menedżerowie i biznesmeni budujący bogactwo Francji są skazani na konspirację, a w tej samej Francji muzułmanin może mieć nawet cztery żony. Mamy więc do czynienia z różnym egzekwowaniem prawa w zależności od religii, a laickie prawo nie powinno wartościować wyznań – zwłaszcza pod względem wzajemnych relacji płci.

Zalegalizowanie poligamii nie byłoby najlepszym rozwiązaniem?

Jeżeli na życie w takim poligamicznym związku (np. jak to jest u Mormonów) zgadzałyby się wszystkie zaangażowane w taki związek osoby, to nie ma racjonalnego uzasadnienia dla prawnego zakazu poligamii. Z powodów ekonomicznych i tak zasadnicza większość żyłaby w związkach monogamicznych.

A czy zalegalizowanie poligamii nie obróciłoby się przeciwko samym mężczyznom? Ziemia mogłaby się zaroić od starych kawalerów, którzy nie byli na tyle bogaci, by zdobyć żonę.

Taka możliwość istnieje. Jeśli wiele kobiet zostałoby drugimi żonami bogatych, zabrakłoby ich dla biednych. Zwłaszcza w silnie rozwarstwionych społeczeństwach. Bogaty biznesmen mógłby sobie pozwolić na kilka żon. Bezrobotny natomiast miałby małe szanse na zdobycie choć jednej. W społeczeństwach dopuszczających poligamię większości mężczyzn faktycznie nie stać na kilka żon. A kobiety wolą być trzecią małżonką bogacza niż jedyną biedaka.

W ilu społeczeństwach na świecie dopuszczalna jest poligamia?

Według etnograficznego atlasu Murdocha, na 834 społeczeństw, poligynia (czyli jeden mężczyzna i więcej niż jedna kobieta) dopuszczalna jest aż w 83 proc. z nich. W 0,4 proc. dopuszczalna jest poliandria, czyli związek jednej kobiety z wieloma mężczyznami. Tylko w ok. 16 proc. społeczeństw oficjalnie nakazana jest monogamia.

Czyli to tylko ludziom Zachodu wydaje się, że monogamia jest normą?

Niekoniecznie. Nawet w społeczeństwach dopuszczających poligamię nie jest ona nigdy dominująca. Decydują o tym względy ekonomiczne – utrzymanie żony i dzieci jest kosztowne. Dlatego gdyby w naszej kulturze zalegalizowano poligamię, to i tak zdecydowanie dominowałyby związki monogamiczne. Pomimo że wiele biologicznych cech wskazuje na umiarkowaną poligamię Homo sapiens, na całym świecie ogromna większość ludzi żyje z jednym partnerem. Chociaż ludzką tendencję do monogamii tłumaczy się z biologicznego punktu widzenia koniecznością dużych inwestycji obojga rodziców w bardzo kosztowne i przez wiele lat bezradne potomstwo, to "miłosne i rozrodcze strategie" naszego gatunku ciągle jednaksą w jakimś stopniu ewolucyjną zagadką.


http://portalwiedzy.onet.pl/4868,25297,1559063,1,czasopisma.html


Ta strona powstała 25.12.2016. Wizyt: 33.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Z miłości do zwierząt - przedruk z niekatywnego juz bloga https://3dno.pl/

  Z miłości do zwierząt Wielu z nas kocha zwierzęta. Lubimy je karmić, głaskać, przytulać, a przynajmniej podglądać ich życie przez szybkę akwarium. W tym względzie jesteśmy zoofilami, czyli „kochającymi zwierzęta”. Jest jednak grupa osób, które kochają je w sposób pełniejszy – nie tylko duchowo, ale także cieleśnie. Przyjrzyjmy się przez chwilę ludziom, którzy rozszerzyli znaną maksymę humanistów do „Nic, co ZIEMSKIE, nie jest mi obce”. „Ziemskie”, tak właśnie opisywał swoje zamiłowania jeden z badanych zoofili. W istocie powoływał się on na pewną więź nie tylko ze zwierzętami, ale ogólnie z całym światem. Myślicie, że był on bardzo odosobnionym przypadkiem? Nic z tych rzeczy. Badania wykazują, że do jakiejś formy seksu ze zwierzętami przyznaje się dobre kilka procent społeczeństw zachodnich. Mówiąc obrazowo – idąc codziennie do pracy czy na uczelnię, mijasz zapewne kilka osób, które przynajmniej raz spróbowały zrobić „to” z jednym z naszych „mniejszych braci”, jak ładnie nazy

#Pasta z lasce z tindera

Przebudziwszy się pewnego sobotniego poranka, nie wychodząc jeszcze spod kordły, odpaliłem sobie tindera przeglądałem dziewczyny. niektóre przesuwałem w lewo, inne w prawo. w końcu natrafiłem na taką, która miała tak radiową urodę, że nie mogąc nadziwić się temu jak bardzo jest brzydka, postanowiłem przysunąć telefon bliżej oczu. leżałem na plecach, telefon przysunąłem nad głowę i jeb - telefon spadł mi na twarz, klasyk. podniosłem telefon z twarzy i widzę, że na ekranie pojawiła się inna dziewczyna. wniosek był prosty - podczas upadku nosem musiałem ją przesunąć, pytanie tylko czy w lewo, czy w prawo. mój dylemat został rozwiany, kiedy następnego dnia dostałem powiadomienie, że tinder znalazł dla mnie parę. Sylwia. jak oglądałem jej zdjęcia to dostałem szmerów serca. chciałem ją odparować, ale nie chciałem jej robić przykrości, bo widziałem, że była aktywna. pewnie by sobie pomyślała, że przyjrzałem się jej bliżej i doszedłem do wniosku, że jest paskudna. miałaby rację, ale chciałem b

Dlaczego pandemia wszystkim jest bardzo na rękę.

To mój ostatni wpis w tym roku. Jestem zmęczony tym wszystkim, nie tylko ja pewnie zresztą. Postanowiłem więc zamknąć pewien rozdział i zebrać do kupy ostatnie przemyślenia na temat sprawy wiadomej. Lektura długa, więc nie zdziwię się, jeśli nikomu nie będzie się chciało tego czytać. Jakby co, myśl przewodnia znajduje się w trzecim akapicie i zamieszczonej grafice. Ostatnimi czasy zastanawiałem się nad tym, jak to możliwe, że w ciągu zaledwie dziesięciu miesięcy Ziemia przeistoczyła się w ogólnoświatowe więzienie, w koszmar, z którego nieprędko się wybudzimy, o ile w ogóle jeszcze kiedyś to nastąpi. Co takiego sprawiło, że mniemana pandemia słabo zbadanej choroby zakaźnej, praktycznie niewidocznej w ujęciu umieralności ogólnej, zdemolowała rzeczywistość i przemieliła wszystko na miazgę? Jakie czynniki ukonstytuowały ten proces? Spróbujmy odpowiedzieć na to pytanie. O kondycji, funkcjonowaniu i wyglądzie współczesnego świata decyduje pięć ośrodków realnej władzy: międzynarodowy system f